sobota, 27 lutego 2016

5. Samotni jak gwiazdy które w ruch puściłeś lub jak kruche gałęzie którym wiatr skradł siłę

31.12.2014r. Bielsko Biała
Ostatni dzień roku spędzał tak, jak i poprzednie od powrotu z Krakowa. Kolejna dziewczyna przewinęła się przez jego łóżko. Cokolwiek zrobiła, musiał się tego dowiedzieć. Był zły na siebie, że dopuścił ją tak blisko i na nią, że była. Kruszyła jego bariery. Miał plan i musiał się niego trzymać. Więc dlaczego pojawiała się w każdym śnie? Dlaczego zawsze obok niej była Ania? Dlaczego jego Ania tak bardzo chciała, by dopuścił do siebie Michalinę? Nie, to był tylko głupi żart jego podświadomości.
-Hej, jestem Przemek i chętnie zaproszę cię do mnie – obok niego siedziała długonoga blondynka. Ta tylko uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Tej nocy nie spędzi samotnie. Za rok już go tutaj nie będzie.

31.12.2014r. Kraków
Nie mogła się podnieść. Położyła się wczoraj wieczorem do łóżka, a teraz nie mogła poruszyć prawą stroną swojego ciała. Nic a nic. Miała dość. Karol miał wrócić dopiero w przyszłym tygodniu, a telefon zostawiła w salonie. Więc będzie tu leżała do końca. Nie miała siły. Oddychała głęboko. Tak, jak zawsze kazał jej Ryszard. Głęboko. Miała tylko nadzieję, że ktoś zauważy jej nieobecność na dzisiejszej imprezie u Wojtka. Że ktoś przyjdzie i ją uratuje. Teraz mogła tylko czekać. Próbowała przewrócić się na lewy bok. Zmusiła wszystkie pracujące jeszcze mięśnie, do tego by z nią współpracowały. Poczuła kłujący ból w całym ciele. Spadła. Teraz już się nie ruszy.
Nie wiedziała, ile czasu leżała na podłodze, ale obudził ją ktoś dobijający się do jej drzwi. Słyszała swoją sąsiadkę na korytarzu i szczęk otwieranych drzwi. Jej oczom ukazał się przerażony Kamil z Piotrem. Rozpłakała się, jak małe dziecko. To co zobaczyli było końcem jej.
-Musicie zadzwonić na pogotowie. –powiedziała nie patrząc na nich. – Piotrek, ja nie mogę się ruszyć.

01.01.2015r. Kraków
Po szpitalnym korytarzu chodził niedawno przybyły Karol z Tymoteuszem. Lekarz kazał czekać. Kamil patrzył na nich i nie wiedział, co się dzieje.
-Miałeś nie zostawiać jej samej! – Tymoteusz podniesionym głosem przerwał niemożliwą do zniesienia ciszę. – To twoje wina. Kto wie, ile tam leżała!
-I co zmieni?! – Karol stanął i spojrzał na młodszego brata. – Na to nie ma wpływu.
-Ostatnio miała za dużo na głowie. – odezwał się milczący do tej pory Piotr. – Poprosiłem ją, żeby mi pomogła. Mówiła, że czuje się dobrze.
-Piotrek, to...
-O tym właśnie mówię – Tymek spojrzał na mężczyzn - Ona nie może się denerwować.
-I dlatego nie przyjechała do domu. Ona nie umiera, żebyście musieli koło niej skakać. – Karol popatrzył na mężczyznę – Rozumiesz, to was ma najbardziej dość!
Z sali, w której leżała Michalina wyszedł lekarz i spojrzał na obecnych.
-To był rzut. Silniejszy niż ostatnio. – powiedział spokojnie – Podaliśmy silniejsze leki przeciwbólowe, jednak pacjentka nadal odczuwa dyskomfort. Nastąpił częściowy paraliż, zostanie u nas dopóki nie ustąpi. Będziemy też obserwowali ją pod kątem kolejnego rzutu. Teraz śpi. Jutro będą mogli panowie ją zobaczyć.

01.01.2015r. Bielsko Biała
Obudził się z ogromnym bólem głowy. Spojrzał na dziewczynę śpiącą w jego łóżku. Pierwszy raz w życiu miał problem by skończyć. W głowie miał tylko Michalinę. Śniła mu się. Wołała go. Zdawało mu się, że go potrzebuje. Odgonił jednak od siebie te myśli i pocałował blondynkę, która wpatrywała się w niego.
-Może powtórzymy co nieco przystojniaku – poruszyła się prowokacyjnie. Ta gorsza strona jego znów wygrała. Nie mógłby z tego zrezygnować. Nawet dla niej. Szczególnie dla niej. W końcu taki już był. W końcu przez to zabiła się Anka. 

*******
Witam :)
Powoli wszystko zaczyna się rozjaśniać, a to dopiero skomplikuje wszystko. Ale jestem z siebie dumna, pierwszy raz trzymam się tego, co sobie założyłam.
Ściskam mocno i do następnego!

poniedziałek, 22 lutego 2016

4.Grajku zapomnieny grajku wychyl się zza chmur raz jeszcze przeciągnij po strunach smyczkiem dla tych co zgubili rytm dla tej smutnej pani w kącie dla staruszki pod zegarem i dla tego opartego plecami o drzwi - poety

22.12.2014r. Bielsko Biała
Ostatni mecz przed świętami napawał optymizmem. Wokoło czuło się atmosferę zbliżających świąt. Padający śnieg za oknem dodawał tylko magii. Uwielbiała ten czas. Tylko wtedy mogła zapomnieć o wszystkim i znów być małą dziewczynką, o blond warkoczykach siedzącą na kolanach ukochanego dziadziusia. Pachniało jej piernikami pieczonymi razem z mamą i braćmi, teraz to ona zarywała noce, by nadać im kształt i wygląd. Pierogi lepione z babcią, dziś robiła sama, ale jej nigdy nie wychodziły tak dobre. Żywe drzewko ubierane w wigilijny dzień z ukochanym ojcem, choć później całe święta chodziła z okropnymi plamami po świerkowych igłach. Tak, kochała ten czas. Prezenty kupione zawsze miesiąc wcześniej. By o nikim nie zapomnieć. 
-Ej, mówię do ciebie od pięciu minut – oburzony Kamil szturchnął Miśkę i spojrzał na nią spod łba. – Kompletnie mnie nie słuchasz. Zakochałaś się czy co?
-Tak, w tobie. Ożeń się ze mną i miejmy piętnaścioro dzieci. – wybucha śmiechem widząc jego minę.
-Śmieszne, haha, ale się uśmiechem. – obrażony chłopak założył rękę na rękę. – Ale jakbyś zapomniała jesteś już żoną Wojciecha, a my po rozwodzie.
-Z Wojciechem? – uśmiechnęła się. –A ja myślałam, że raczej wolicie dziewczynki. Ale ok.
-Nie można z tobą na poważnie. No nie można. –chwycił jej aparat i zaczął przeglądać zdjęcia. – Pytałem, jak spędzasz święta.
-Nie spędzam. – wzruszyła ramionami. – W tym roku śpię od jutra do Nowego Roku.
-A poważnie?
-Poważnie. Ja już święta miałam. Zrobiłam pierogi, upiekłam pierniki, wykąpałam psy. Już po świętach.
-Michalina, to może byś...
-Nie, nie wpadnę ani do ciebie, ani do Wojciecha, ani tym bardziej gdziekolwiek indziej. –wstała i zaczęła się pakować. – Ja naprawdę nie obchodzę świąt. Już nie.

24.12.2014r. Kraków
Wyprowadziła psy, zapakowała Karola i została sama ze swoją samotnością. Uwielbiała ją. Od zawsze lubiła zostać sam na sam ze sobą i swoimi myślami. Jeszcze jakiś czas temu, nie wyobrażała sobie samotnych świąt, do wtedy. Tamtego dnia, złamała się. Jeden jedyny raz. Jeden jedyny raz, gdy poprosiła kogoś o  pomoc. Wiedziała, że rodziców bolała jej nieobecność, ale jednocześnie rozumieli jej decyzję. Tak, jak i ona zdawała sobie sprawę, że nie mogli odwołać rodzinnego zjazdu. Nie chciała brać udziału w tej szopce. Tak było lepiej.

 Zaparkował samochód pod jej blokiem. Nie miał pewności, że go wpuści. A tym bardziej nie miał pewności, czy robi dobrze. Gdy, usłyszał, że spędza święta sama, coś w nim pękło. W nim, nieczułym draniu, który powinien siedzieć teraz przy rodzinnym stole i obwiniać wszystkich o swój stan. On jednak stał przed blokiem dziewczyny, która rozkruszała jego lodowate serce. Jeszcze troszkę. Jeszcze tylko troszkę i wszystko wróci do normalności, a ból który zada raz na zawsze odetnie go od obecnego życia. Popatrzył na jej okno, paliła się mała lampka, więc była w mieszkaniu. Oddychając głęboko pokonywał kolejne kroki, by w końcu stanąć pod jej drzwiami i nacisnąć delikatnie dzwonek. Otworzyła ubrana jedynie w krótką koszulkę. Miała mokre włosy.
-Przemek? – spytała zdziwiona. – Co ty tutaj robisz? Jest wigilia.
-Więc przybywam, jak pastuszkowie do Jezusa. – uśmiechnął się. – Słyszałam, jak mówiłaś Kamilowi, że zostajesz sama. Więc jestem.
-Nie musiałeś – wpuściła go do mieszkania, zagarniając po drodze jego bluzę, która kiedyś pożyczyła po treningu.
-Ale chciałem. – powiedział i postawił przed nią czerwone wino. – Skoro nie obchodzisz świąt, przyniosłem to.
-Mam pierogi i makiełki. –wtuliła się w jego ramiona. – Ale to mi lepiej zrobi. Dziękuje.
-Nic jeszcze nie zrobiłem. – uśmiechnął się i przygarnął dziewczynę jeszcze mocniej. Płakała w jego ramionach. Cichutko i niepewnie. – Ej, co jest?
-Nie chciałam być sama. Tak bardzo nie chce być sama – szlochała coraz mocniej. Im mocniej płakała, tym bardziej pękała lodowata warstwa jego serca.
-Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram, tak? – pokiwała tylko głową.
-Przepraszam. Po prostu.
-Co to są te makiełki? – zaśmiała się cicho.
-Najlepsza potrawa wigilijna na świecie.

26.12.2014r. Kraków
Potrzebowała tego. Potrzebowała zasnąć w czyichś ramionach. I spać. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów po prostu się wyspała. Teraz miała pewność, że udawał. Dla niej był zupełnie inny. Jej. Dla świata mógł być zimnym draniem, ale dla niej był po prostu wrażliwym człowiekiem, który stracił sens.
-Zrobiłam śniadanie – Przemek wszedł do kuchni w samych spodniach dresowych. Rozczochrany.
-To dobrze, głodny jestem. – uśmiechnął się. –Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne – uśmiechnęła się.
-Dlaczego nie pojechałaś z Karolem?
-Już mówiłam, nie obchodzę świąt.
-Ale dlaczego?
-Z tego samego powodu, dla którego kiedyś znikniesz z mojego życia. – powiedziała i spojrzała mu prosto w oczy.
-Mylisz się. – odparł i przybliżył się do niej. –Ja zawsze dostaje to, co chce. –uśmiechnął się. –A teraz chce ciebie. I ciebie dostanę. A potem rzucę do wszystko w cholerę.
-Dlaczego?
-Bo tak. Wszystko, na czym mi zależało, już odeszło.
-Myślisz, że to ty masz ciężkie życie? – zapytała lekko podnosząc głos. – Ty? Bo co? Bo straciłeś serce do gry. To nie graj. Idź w cholerę i nie wracaj! – spojrzała na chłopaka z żalem.
-Co ty możesz wiedzieć o życiu! Masz wszystko, czego zapragniesz. – chwycił ją za ramiona. –Ukochana córeczka cudownych rodziców.
-Ale to ty robisz, co kochasz. – krzyknęła. – Nie wszyscy mogą żyć, jak chcą! Niektórzy nie mają takiej możliwości.
-Biedna – uśmiechnął się drwiąco – A co tobie takiego się stało? No co?
- Ja przynajmniej nie niszczę ludzi, których kocham. Którzy się o mnie martwią.
-A ja niszczę?
-Niszczysz siebie. Zarywasz do każdej, która tylko podniesie spódniczkę. Upijasz się co noc. Ile można?
-A co zazdrosna?
-Pamiętasz, co mi powiedziałeś? – spojrzał na nią zdziwiony. – Że kiedyś będę twoja. Nie będę.
-Będziesz. Przemek chce. Przemek ma. – uśmiechnął się wyniośle.
-Ty – wbiła mu palec w klatkę piersiową. – Ty będziesz mój. A potem nie spojrzysz na żadną inną.
-Chyba śnisz. Monogamia nie jest dla mnie.
-Mówię poważnie. Będę twoją ostatnią, bo będę tutaj. – wskazała na jego serca. – Każdą kolejną, którą przelecisz, wybiorę ja. Bez mojej zgody nie tkniesz już żadnej.

***
Witam, chciało by się coś napisać, ale nie wiadomo co. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu.
Do następnego.

poniedziałek, 15 lutego 2016

3. Przysięgam wam, że płynie czas! Że zabija rany - przysięgam wam! Tylko dajcie mu czas, Dajcie czasowi czas.

06.12.2014r. Kraków
Kolejny dzień zaczynał w ten sam sposób. Nie pamiętał nawet, jak na imię miała brunetka, której mieszkanie opuścił przed chwilą. Wychodził z bloku, gdy zauważył zbliżającą się Michalinę. Ta również go dostrzegła i choć wyraźnie zdziwiona uśmiechnęła się i pomachała do niego. Mimowolnie uśmiech zagościł i na jego twarzy.
-Co ty tu robisz? – zapytała
-Przyjechałem na śniadanko – uśmiechnął się i przywitał się z dziewczyną.
-A tak serio? – mogłaby przysiąc, że dostrzegła w jego oczach zmieszanie. – Jeśli mi powiesz, że to ty nie pozwoliłeś spać mojemu psu, to ze śniadania nici. – zaśmiała się cicho.
-Ty też nie mogłaś spać. Zadziwiające jacy jesteśmy podobni.
-Ale serwuje tylko owsiankę z bananem i żurawiną – otworzyła drzwi i zaprosiła chłopaka.
-Pisze się. – uśmiechnął się i wziął od niej siatkę z zakupami.

-Ładnie tu masz. – czekając na śniadanie zwiedził jej mieszkanie. – Sama mieszkasz.
-Nie. – pokręciła głową. – Z Guciem, Mają i Karolem. Tworzymy małą rodzinkę.
-Ok. A pies?
-Gucio i Maja. Młode małżeństwo. – zaśmiała się. Stanowczo za dużo śmiała się w jego towarzystwie.
-Karol? – zapytał niepewnie, a uczucie zazdrości zakiełkowało w jego sercu.
-Najlepszy przyjaciel pod słońcem. Polecam. Ale jako starszego brata już nie. – postawiła śniadanie na stole. – Zapraszam. Rozwodzi się.
-Nieciekawie.
-Życie. Nie pasowali do siebie, a rodzice naciskali, to się pobrali. Proste. Nie wyszło im. – wzruszyła ramionami.
-Nie wierzysz w miłość? – zapytał uważnie ją obserwując.
-Jeszcze jej nie spotkałam. – odparła cicho. – W przeciwieństwie do ciebie. –spojrzała mu w oczy.
-Bo jej nie ma. –odparł popijając chłodną już kawę.
-Co takiego zrobiła ci ta dziewczyna?
-Pozwoliła, żebym ją pokochał, a potem umarła.

Nigdy nikomu nie tego nie powiedział. Nigdy nie powiedział tego sam sobie. Umarła. Tak po prostu umarła. Mógł krzyczeć, płakać, błagać, przeklinać, rwać włosy z Glowy, ale to niczego nie zmieni. Umarła. Zostawiła go samego. Zostawiła i nigdy nie wróci. A on musiał żyć. Wszyscy patrzyli na niego, jak na dziwaka, nieistniejącego dla świata człowieka. Więc zaczął bawić się jeszcze bardziej, niż gdy żyła. Tak, by zagłuszyć serce. Tak, by żadnej już do niego nigdy nie wpuścić. By nigdy już nie zaznał uczucia straty. Kochał i ta miłość musiała wystarczyć mu do końca życia. Jego Ania. Była jego sensem, gdy jej zabrakło zniknął jakikolwiek sens. Ta tamtego wieczoru. Ale nikt nigdy się o tym nie dowie, a on nigdy już tego do siebie nie dopuści. Musiał zrobić wszystko, by jakiekolwiek pozytywne uczucia względem Michaliny zniknęły, by zniknęła ona. By znienawidziła go tak, jak on nienawidził siebie.

Tego nie spodziewała się w najgorszych snach. Czasem zastanawiała się, czy śmierć w jej przypadku nie byłaby lepsza. Lepsza niż powolne wegetowanie. Niż powolne odchodzenie od swojego ciała. Śmierć wszystko by rozwiązała. Miała dość bycia silną. Jej radosne usposobienie, pozytywne nastawienie do świata od pewnego czasu było pozorne. Nie umiała siąść  i patrzeć z założonymi rękami, jak życie przepływa jej między palcami. Jej życie nie przypominało jej. Cztery lat temu straciła siebie i wiedziała, że nigdy już nie odzyska swojego życia. Teraz tylko jedna rzecz martwiła ją bardziej. To, co zaczynało czuć jej serce. Musiała odsunąć się od Przemka tak, by nigdy nie wszedł w nią dogłębnie. Tak, by nigdy nie zapragnęła go w swoim życiu. I tak, by odszedł. Tego by nie zniosła po raz kolejny.

-Wszystkiego najgorszego Miśka w te pieprzone urodziny. – dokładnie cztery lat temu skończyło się jej życie. 


******
Witam, 
powoli zaczyna się rozjaśniać, ale tylko z pozoru. 

środa, 10 lutego 2016

2. Jak wryty staje twój czas

Siedziała na ławce prze hotelem i paliła kolejnego papierosa. Uwielbiała późną jesień. Świat, który zamierał w tym okresie, wydawał się być sprzeczny z jej pozytywnym nastawieniem do rzeczywistości. Jednak to właśnie teraz czuła się sobą. Cieszyła się, że jest tutaj, z nimi. Większość z nich widziała pierwszy raz w życiu, jednak wiedziała, że ten czas nie będzie stracony. Byli bandą zwariowanych, pozytywnie zakręconych i świetnie bawiących się ludzi. Jedynie Piotrek wydawał się być niezadowolony z obecnej sytuacji. I Przemek. O nim myślała najwięcej.
-Przeziębisz się. – usłyszała głos Czauderny nad sobą.
-Siadaj i nie marudź. –uśmiechnęła się. – Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze cię spotkam, a już na pewno nie tutaj.
-Nie wyglądam na siatkarza?
-Nie wyglądasz na człowieka, który robi coś na poważnie. – spojrzała na chłopaka. – Michalina.
-Przemek. –uścisnął jej dłoń. – Bo nie robię. Wolę się bawić.
-I zaliczać kolejne panienki. Tak wiem, słyszałam. – przybliżyła się do niego – Więc dlaczego mi nie dobrałeś się do maj...
-Bo ty jesteś inna.  – przerwał jej. – Ale kiedyś sama je ściągniesz przede mną, Kotku. – uśmiechnął się cynicznie. – Jesteś na mojej liście, a ja zawsze dostaję, to czego chce.
-A gdybym ci powiedziała, że się mylisz.
-Miesiąc. – wstał. – Miesiąc i nie będziesz mogła przestać o mnie myśleć.

Na śniadanie zeszła pierwsza. Nikogo jeszcze nie było. Zamówiła kawę i wpatrywała się w obraz za oknem. Nie mogła w nocy spać. Było w niej tyle sprzecznych emocji.
-Jeśli myślisz, jak stąd uciec, to wiedz, że nie ma takiej możliwości. Jeśli będzie trzeba przywiąże cię do tego krzesła. – spojrzała na Piotrka i wybuchła śmiechem. – Jak możesz! I ty?
-Proszę cię, przecież oni nie są tacy źli. – uśmiechnęła się. – Co ty chcesz od tych biednych chłopaków?
-Oni straszą.
-Piotr. Opanuj się. Bo jeszcze pomyślę, że zwariowałeś.
-Miśka, ja wiem, żeś ty zahartowana. Od zawsze tylko z mężczyznami. Ale na Boga, ale oni...
-Pomocy, Piotruś pomocy – do stołówki wpadł zdyszany Wojtek w różowej koszulce. – Oni mnie pofarbowali!  Zobacz, jak ja wyglądam. Jak ktoś, kto lubi chłopców!
-Mówiłem. No mówiłem. – Piotr wstał, a Michalina wybuchała śmiechem, widząc jednak zabójczy wzrok mężczyzn, wstrzymała oddech. – Kto ci to zrobił, kochaniutki?
-Kamil. – odparł Ferens i otarł niewidzialną łzę.
-A dlaczego ci to zrobił? – zapytała nieśmiało Miśka.
-Bo mnie nie lubi – widząc minę Piotrka dodał. – Zjadłem mu biszkopcika. Ale tylko jednego. Takiego malutkiego. – wszyscy prócz obrażonego Wojtka zaśmiali się głośno.

Przeglądała zdjęcia z meczu, gdy przysiadł się do niej kapitan drużyny. Nie mieli okazji, by porozmawiać, więc była szczególnie zdziwiona.
-Przepraszam za chłopaków. – powiedział cicho. – Oni tylko, no wiesz.
-Sprawdzają Piotrka. – uśmiechnęła się. – Wiem. To widać. Znaczy, wszyscy widzą, tylko nie on. Mnie to nie rusza, ale on się naprawdę kiedyś zdenerwuje.
-No tak.
-Mogę mieć do ciebie pytanie? Dlaczego tak wszyscy martwicie się Przemkiem?
-Wymyślił sobie, że tak zagłuszy wyrzuty sumienia. Że rzucając siatkówkę, będzie wolny.
-To pozwólcie mu to zrobić. – powiedziała spokojnie. – Kiedy ja musiałam rzucić rajdy, zaczęłam robić zdjęcia. Żeby nie zwariować. On tylko chce to zrobić, ale w głębi serca kocha to. Musi tylko to sobie uzmysłowić. Inaczej zrobi wam na złość. Ja zaczęłam biegać, gdy powiedziano mi, że nadmierny wysiłek jest zakazany. Na złość facetowi, zaczęłam żyć swobodnie. Na przekór bratu wyjechałam do Krakowa. Wbrew rodzinie żyje po swojemu. Ale wiem, że z każdą pierdołą mogę na nich liczyć. Pozwólcie mu robić to, co robi.

-Michalina. –kapitan spojrzał niepewnie na dziewczynę – Byłaś mistrzem. A mistrzowie zawsze zostają na szczycie.

******
Coś się urodziło, ale nie wyrosło. 
Miłego ;) 

poniedziałek, 8 lutego 2016

1. I lżejsza staje się wędrówka Z plecakiem wciąż coraz cięższym

Nie mogła przeoczyć dzisiaj imprezy. Grał jej ulubiony zespół, a ona popijając drinka lekko kołysała się w rytm muzyki. Dawno nie czuła się tak dobrze. Tak lekko. Chciała tą chwilę zatrzymać najdłużej, jak tylko się dało. Była wolna.
-Mogę zaprosić na jeszcze jednego? – obok niej pojawił się chłopak o najpiękniejszych oczach na świecie.
-Ten w zupełności mi wystarczy – uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-A mógłbym prosić do tańca?
-Nie tańczę – popatrzyła na niego – Ale pozwolę odprowadzić się do hotelu.
-W takim razie pani przodem – odwzajemnił uśmiech i chwycił dłoń dziewczyny.

-Czy chociaż raz moglibyście zachowywać się, jak dorośli ludzie? – Piotr Gruszka powoli tracił cierpliwość. –Ile wy macie lat? Może zrobimy losowanie kto, z kim siedzi? – widząc jednak pełne nadziei oczy, pokręcił tylko głowa. - Za jakie grzechy muszę pracować z tymi idiotami. Kwasowski, gdzie jest Czauderna? Jeśli nie będzie go za pięć minut, nie jedzie.
-Jest już w drodze. – odkrzyknął Kamil i po raz kolejny wykręcił numer do przyjaciela. –Będzie lada chwila. Chyba.
-Siadać już! Wstydu oszczędźcie. –zrezygnowany siadł na swoje miejsce. Jeśli czegoś nie wymyśli, nie tylko rozpadnie mu się drużyna, ale i on stoczy się na dno razem z nimi.

Zbliżając się do autokaru zauważyła Piotrka, który żywiołowo tłumaczył coś chłopakowi. W chwilę później miała już tylko ochotę zawrócić.
-Michaśka. – krzyknął Piotrek – Chociaż jeden normalny człowiek. – pochwycił ją w ramiona. – Proszę pomóż, jesteś moją ostatnią nadzieją, inaczej zwariuje. – szepnął jej do ucha.
-A co ja mogę? Przecież, ja tańczyć nawet nie potrafię – uśmiechnęła się do zdziwionego chłopaka.
-Dobra siadamy, resztę wytłumaczę ci po drodze, chociaż boje się, że znikniesz mi po drodze. – Michalina poklepała tylko trenera po plecach i powoli wsiadła do autobusu pełnego nie zrównoważonych siatkarzy.

-To takie dorosłe dzieci - Piotr zwrócił się do Michaliny, gdy tylko wszyscy zajęli swoje miejsca, co w całe łatwe nie było. Pojawienie się nowej osoby, kobiety wywołało nie lada wydarzenie. -Czasami się ich boję - szepnął jej do ucha. - To potwory w ludzkich ciałach. 
-Nie może być tak źle. - uśmiechnęła się promiennie do trenera. - Mam trzech braci, to dopiero potwory. I mam wrażenie, że szczególnie jeden z nich siedzi w łazience dłużej, niż pozostali razem wzięci. - zaśmiali się. -Po co ja właściwie jestem ci potrzebna? 
-Przemek. -spojrzał z przerażeniem w jej oczy. - Miałaś okazję już go poznać. - Oszalał. 
-Kamil coś wspominał. Ale dlaczego ja?
-Bo ty też potrzebujesz pomocy. 
-Ja potrzebuję tylko świętego spokoju. - uśmiechnęła się. 

Nie mógł przestać myśleć o jej uśmiechu. To jedyna dobra rzecz, która zdarzyła mu się tego dnia. On Przemysław Czauderna nie ma słabości. Odkąd wczoraj pojawiła się w jego życiu, nie mógł przestać o niej myśleć. Nie była, jak dziewczyny, które zna. Pozwoliła się odprowadzić, ale nie pozwoliła mu na nic więcej. Nie znał nawet jej imienia. Była niczym zjawa, która miała doprowadzić go destrukcji.
-Ej, słuchasz mnie? –poczuł szturchnięcie, odwrócił się w stronę Kamila. – Mówię do ciebie. Gdzie tym razem zabalowałeś?
-Nie twoja sprawa. – odparł patrząc przez okno. – To, że ty nie możesz pieprzyć, kogo popadnie, nie znaczy, że ja ci będę opowiadał ze szczegółami.
-A nie robisz tego? – Kamil zmusił, by spojrzał mu w oczy. – Długo jeszcze?
-Daj spać.



Rodząc się każdy z nas zyskuje szansę. Przychodząc na ten świat otrzymujemy możliwość spełniania swoich marzeń, realizacji planów. Szukamy przyjaciół. Czekamy na miłość. Tworzymy scenariusze dotyczące naszego życia. Chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci. Chciałbym zestarzeć się przy niej. Chciałbym grać. Chciałabym zdobyć niejedną górę, pojechać niejeden rajd. Chciałbym grać w reprezentacji, zdobyć złoty medal na igrzyskach. Chciałabym pozostać sobą. Chciałbym odzyskać siebie. 


***
Coś nowego. Z pozoru lżejsze, przyjemniejsze, ale mam wrażenie, że w którymś momencie polegnę. 

Miłego. 

środa, 3 lutego 2016

A nadzieja umarła już dawno...

Listopad 2014, Bielsko Biała
A gdyby dzisiaj był ostatni dzień twojego życia? Co byś zrobił? Jak go przeżył? Co zmieniłbyś w swoim dotychczasowym życiu? Nic. Nie zmieniłbyś nic. Człowiek, nigdy nie jest gotowy na koniec swojego życia. To jedna z rzeczy, które zawsze przychodzą do niego znienacka. Może tylko przyjąć go z pokorą, albo walczyć uparcie z losem do ostatniego oddechu.
-Dobra Panowie, na dzisiaj koniec –głos trenera rozbrzmiał w najbardziej oczekiwanym przez większość z nich momencie. – Jutro widzimy się o ósmej, spóźnialscy nie jadą. – krzyknął jeszcze za nimi.
-Dziewiąta? – kapitan zespołu próbował przekonać trenera do zmiany planów.
-Siódma pięćdziesiąt dziewięć.
-Ósma trzydzieści. No trenerze, ja muszę dziecko odwieść do szkoły.
-Ok. Siódma trzydzieści wszyscy na parkingu, zdążycie jeszcze pobiegać. – uśmiechnął się do zrezygnowanych chłopaków. – Przemek zostań jeszcze chwilę, musimy porozmawiać.

-Co się dzieje? Nie poznaje cię. –mężczyzna spojrzał na zmęczonego chłopaka. – Znowu zakrapiana impreza. Kolejna panienka do kolekcji. Inne jeszcze?
-Zawsze taki byłem. – odparł patrząc na swoje buty.
-Nie. Byłeś towarzyski, sympatyczny. Lubiłeś się za bawić, ale to siatkówka była dla ciebie najważniejsza.
-Dalej jest.
-Daj sobie ten sezon, potem zdecydujesz. I koniec z panienkami. To się kiedyś źle skończy, zobaczysz.
-Trenerze, ja nic złego nie robię. A teraz spadam, koleżanka czeka.

Listopad 2014, Kraków
A gdyby dzisiaj był ostatni dzień twojego życia? Co byś zrobiła? Jak go przeżyła? Co zmieniłabyś w swoim dotychczasowym życiu? Nic. Nie zmieniłabyś nic. Człowiek, nigdy nie jest gotowy na koniec swojego życia. To jedna z rzeczy, które zawsze przychodzą do niego znienacka. Może tylko przyjąć go z pokorą, albo walczyć uparcie z losem do ostatniego oddechu.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
-Karol, to nie koniec świata. Poza tym, to tylko kilka zleceń. Góra kilkanaście godzin tygodniowo. –odpowiedziała spokojnie Miśka. –Co może mi się stać?
-To za dużo. Powinnaś odpoczywać. A ty studiujesz, pracujesz i jeszcze chcesz wziąć te sesje. – Karol zaczął niecierpliwie chodzić po pomieszczeniu. – W twoim stanie powinnaś, jak najwięcej czasu poświęcać sobie. Kompletnie o siebie nie dbasz!
-Już zdecydowałam. Jutro rano muszę być w Bielsku.
-Miśka! –ale Michaliny już nie było.

Ostatni dzień twojego życia przyjdzie bez ostrzeżenia. Nikt nie przygotuje cię do niego. Każdy człowiek inaczej przeżywa swój ostatni dzień. Dla jednych to utrata ukochanego człowieka, praca, która przestała sprawiać przyjemność. Zdrada, która rozdziera serce. Nieuleczalna choroba, która na zawsze zmienia wszystko. Rzadko kiedy oznacza tylko śmierć. Ostatni dzień twojego życia może zdarzyć się każdego dnia. Tylko od ciebie zależy czy się poddasz, czy będziesz walczyć.