sobota, 21 maja 2016

*Spotkali się po latach na środku ulicy i nie mogą się sobie nadziwić że oboje są tacy siwi niczym przebierańcy udający prawdziwych

Posłuchajcie, przy czytaniu tego. :)
I zamierzam cię kochać...


18.06.2016r. Poronin
Nie była tutaj od lat. Miejsce jej dzieciństwa. Miejsce, gdzie się urodziła i wychowała. Jej miejsce. Nigdzie nie czuła się tak, jak tu. Wśród łąk i gór. Mogłaby zostać tu na zawsze. Z nim. Usiadła z kubkiem gorącej czekolady na tarasie. Wdychała górskie powietrze. Za kilka miesięcy miała zostać matką. Dotknęła delikatnie wypukłego brzucha. Pod jej sercem rosła mała kruszynka. Ich kruszynka. Pamiętała łzy Przemka, gdy mówiła mu o ciąży. Radość bijącą po oczach, gdy całował każdy zakamarek jej ciała. Pewność, że tym razem żadne z nich już nie zawróci. Razem, udadzą się tam, gdzie pokieruje ich los. Przyjmą wszystko, co im ofiaruje.
-Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż. - Karol przysiadł się koło dziewczyny i popatrzył na nią. - Byłem pewien, że podejmujesz złą decyzje. Że będziesz tylko przez niego cierpiała. Wszyscy wiedzieliśmy, kim jest.
-A mimo to stał się twoim najlepszym przyjacielem. - odparła i uśmiechnęła się patrząc na bawiącą się w ogrodzie Hanię. - Kochałam go już tamtego dnia, gdy los skazywał mnie na porażkę. Tamtego dnia, gdy przysięgłam sobie, że udowodnię wam wszystkim, że sobie poradzę. Że moja choroba nie jest wyrokiem.
-Ocaliłaś nie tylko siebie, ale również jego. Przede wszystkim jego. - przytulił dziewczynę do siebie. - Gotowa?

Od zawsze marzyła, by wziąć ślub w mały drewnianym kościółku z ukochanym człowiekiem. Stała przed wejściem do kościoła i wpatrywała się w Przemka stojącego przy ołtarzu. Cały kościół tonął w liliowych barwach. Płatki niebieskich róż rozsypane były na białym dywanie. porozstawiane świeczki przy ławkach dodawały uroku. Melodia skrzypiec rozbrzmiała, a cały kościół wpatrywał się w nią. Najszczęśliwszą kobietę pod słońcem, kroczącą mu szczęściu.
-Oddaje ci ją. -ojciec dziewczyny uścisnął dłoń Przemysława. - Tak, jak ona oddała ci swoje serce.
-Będę o nie dbał, lepiej niż o własne. -pocałował swoją przyszłą żonę w policzek.
Wpatrywał się w oczy narzeczonej. Zastanawiał się, czy zasłużył sobie na jej obecność w swoim życiu. Naprawiła go. Nadała sens jego życiu. Wciąż uczył się współżycia. Uczył się, jak ranić ją najmniej. Każda jej łza, była jego porażką. Każda chwila zwątpienia w jej oczach, była momentem jego słabości. Zmieniała go.
-Moi drodzy, spotkaliśmy się tutaj, by uczestniczyć  zwieńczeniu uczucia, które połączyło tych dwoje. Miłość płynąca z ich oczu, jest dowodem istnienia nie tylko tego uczucia, ale również sensu bycia człowiekiem. Pamiętam, gdy Michalina pojawiła się w tym kościele po raz pierwszy. Na swoim chrzcie. Patrzyła na nas swoimi mądrymi oczami. Już wtedy wiedziałem, że jeśli dane mi będzie udzielenie jej ślubu, obok niej będzie wyjątkowy człowiek.
Oczy Przemka zaszły łzami. Patrzył ukradkiem na kobietę, która za moment miała stać się jego żoną. Już na zawsze. Wyglądała pięknie. Słyszał, jak bezgłośnie mówi mu, kocham cię, a on z całą pewnością, mógł odpowiedzieć jej to samo.
-Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi.
-Ja Przemysław biorę sobie ciebie Michalino za żonę i ślubuje ci nigdy więcej nie zwątpić. Kochać cię do ostatniego naszego dnia. Wspierać w zdrowiu i chorobie. Być ci wiernym do ostatniego mojego oddechu. Ocierać wszystkie twoje łzy i być jak najmniejszą ich przyczyną. Ufać, że nasza miłość, to wszystko czego potrzebuję od życia. - patrzył jej głęboko w oczy. Wzruszenie,
-Ja Michalina biorę sobie ciebie Przemysławie za męża i przyrzekam ci, że nigdy się nie zawaham. Będę cię kochać i szanować, do końca naszego istnienia. Wierzyć ci, chronić cię i wspierać we wszystkich twoich wyborach. Przyrzekam trwać przy tobie w zdrowiu i chorobie. Być ci wierną na przekór wszystkim. Ufać, że nasza miłość to wszystko, czego potrzebuję od życia. Kocham cię.
-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Możesz pocałować Pannę Młodą. - popatrzyli na siebie i złączyli swe usta w delikatnym pocałunku. Towarzyszyły im w tym brawa zebranej rodziny i przyjaciół.

10.11.2016r. Bielsko Biała
-Gratuluje ma pan wspaniałego syna. - Przemek patrzył na lekarza, jednak nie wiele do niego dochodziło. -Za chwile będzie mógł pan wejść do żony. Gratuluje. -spojrzał na stojącego obok niego Kamila. Został ojcem. Miał w życiu wszystko, o czym kiedykolwiek marzył. Był spełniony. Patrząc na machającą Michalinę trzymającą w ramionach ich syna, zrozumiał, że te wszystkie lata przed nią, były puste. Wraz z pojawieniem się tej osóbki jego życie nabrało sensu. Miał wszystko. Ale przed nim są lata walki, by nie zepsuć tego, na co tak długo pracował. Był młodym człowiekiem, mającym przed sobą całe życie. Niektórzy w jego wieku zaczynali życie, z którym on skończył. Tamten majowy dzień był ostatnim. Musiał być, by zrozumiał, jak wielką siłę niesie ze sobą obecność Michaliny. Jej pojawienie się w Kopenhadze tamtego dnia było cudem, który on miał zamiar wykorzystać. Otworzył powoli drzwi i zaczął życie, o jakim zawsze w głębi duszy marzył. Z nią. Jego aniołem. Bo jej pojawienie było jego ocaleniem. Jego obecność w jej życiu było początkiem ich przyszłości.

*********
I oto nastał ten dzień, gdy widzimy się tutaj po raz ostatni. Kiedy zaczynałam tą historię, z takim a nie innym bohaterem, nie sądziłam, że ktoś będzie to czytał i o ile licznik nie oszalał, troszkę Was było. Dziękuje, drogi czytelniku.
Za każde miłe słowo,
Za każdą małą krytykę, ona motywuje podwójnie,
Za każdy komentarz, bo choć nie piszę się dla nich, miło jest widzieć i móc odczuć jakikolwiek odzew :)
Przede wszystkim za samą obecność. To przyjemność, dla Was pisać.

Jest to również szczególny dzień dla naszego bohatera, dziś ma urodziny. A więc (tak wiem, nie zaczynia się tak zdania), samych przyjemności, radości i sukcesów. Niech kontuzje Cię omijają, a nagrody przybywają. Ciesz się grą i spełniaj swoje marzenia. Sto lat Czauder!

Ps zapraszam na moje najprawdopodobniej ostatnie dziecko, http://but-i-aint-done-much-healing.blogspot.com

Dziękuje i do zobaczenie mam nadzieję. :)
rudap. 

środa, 18 maja 2016

19. Obudzą się ze snu kwiaty Swą rozsieją woń I poszuka Twego ciała Ma zuchwałą dłoń Nasze serca ruszą cwałem Spełni się nasz czas Ogień zapłonie w nas Ogień zapłonie w nas

13.01.2016. Kopenhaga
Stała na duńskim lotnisku patrząc przed siebie. Spojrzała kolejny raz na zegarek. Powinien lada moment pojawić się na jego płycie. Musiała tu przyjść i wszystko mu wyjaśnić. Sama nie wiedziała, dlaczego postąpiła tam, a nie inaczej. Powiadają, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale mówią też, że jeśli coś jest twoje, zawsze wróci. Wróciło. Puściła miłość Przemka wolno, a teraz miała ją tak blisko, jak jeszcze nigdy. Ktoś powiedziałby, że popełnia błąd. Ale jeśli życie nie jest błędem, czym jest? W swojej chorobie nauczyła się jednego, nigdy nic nie jest oczywiste i jednoznaczne. Uwierzyła mu. Kolejny raz. Ostatni. Jeśli teraz ją skrzywdzi, zabije go, a potem siebie, bo nie będzie wstanie żyć bez niego. W oddali dostrzegła zbliżającego się do niej Aarona. Wyglądał na zmęczonego. 
-Mam nadzieje, że wiesz, co robisz? - zapytał podchodząc do Michaliny. 
-Nie. - odparła całując go w policzek. -Mam tylko nadzieję, że to nie skomplikuje ci tych testów. 
-To miało być dla ciebie. -spojrzał na dziewczynę. - Chodź, zdążę jeszcze wypić kawę. 
Siedzieli w lotniskowej kawiarni i popijali gorący napój. Cisza między nimi miała specyficzny wydźwięk. Nigdy nie było między nimi niczego więcej niż umowy. Nigdy nie byli sobie wystarczająco bliscy. To miał być kontrakt, z którego oboje mieli odnieść korzyści. 
-Wiesz, że nie będę mógł ci pomóc. 
-Wiem. Ale nie mogę inaczej. - chwyciła mężczyznę za rękę. - Wiem, że to krok w tył. Kiedyś będę tego żałowała, ale kiedy zobaczyłam, go wtedy na ulicy. Aaron, nic nie jest warte tego, by iść przez życie bez niego. Dałeś mi szansę, dałeś mi nadzieję, że tą chorobę można pokonać. 
-Dlaczego wyjechałaś więc wtedy, skoro tak bardzo go kochasz? 
-Zranił mnie, jak nikt, - Michalina spojrzała na Aarona wzrokiem, którego nie znał. Nie umiał rozszyfrować. - Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie moment, gdy odejdzie, a jeśli nie, znajdzie kobietę, która da mu to, czego ja nie będę mogła mu dać. Ale kiedy się pojawiła, nie umiałam żyć z tą świadomością. Że nie jestem jedyna. 
-Gdybyś kiedyś czegoś potrzebowała, daj znać. Będę się zbierał. - mężczyzna podszedł i przytulił dziewczynę do siebie. - Jeśli nie będzie o ciebie dbał, skopię mu tyłek, bo ma wszystko, co potrzebne jest człowiekowi do życia. Ma ciebie. Jeśli poświęciłaś dla niego swoje zdrowie, znaczy, że jest tego wart. 
-Aaron, tego i tak nie dałoby się zatrzymać, opóźnilibyśmy tylko objawy. 
-Trzymaj się. 
Wychodząc z lotniska zaczynała nowe życie. Kiedy spotkała tamtego dnia młodego ambitnego lekarza z możliwością otworzenia prywatnej praktyki, miała nadzieję na lepsze życie. Miała być jego pacjentką. Nowa, ale skuteczna metoda opóźniania jej choroby, była więc szansą nie tylko dla niego, jako szansy zdobycia uznania, ale przede wszystkim dla niej, by móc cieszyć się swoim życiem o wiele dłużej. Spotykając jednak Przemka nie mogła wyjechać z Aaronem. Więc została tracąc szansę na lepsze życie, by zacząć je u boku człowieka, którego kochała bardziej niż własne życie. 


Obudził się. Miejsce obok niego było puste. Wyszła, albo przyśniła mu się. Jej zapach towarzyszył jej każdego dnia, jednak teraz był intensywniejszy, niż jakikolwiek wcześniej. Wstając natchnął się na jej apaszkę, przyłożył ją do nosa i wdychał jej obecność. Była. Usłyszał szczęk otwieranych drzwi. Stanęła w nich ona. Wtuliła się w jego ramiona. 
-Obiecaj mi, że tym razem nam wyjdzie. Obiecaj, że zrobisz wszystko, by tym razem mnie nie zawieść. - wyszeptała wtulając się z każdym słowem coraz mocniej. On z każdym słowem całował jej włosy. Chcąc obiecać, chcąc spełnić każde jej marzenie, chcąc być. 
-Obiecuje, Miśka, obiecuje. 

02.04.2016r. Ishoj
Obudziła się wtulona w ramię Kacpra. Nie bardzo pamiętając wydarzenie ostatniego wieczoru, przeniosła wzrok na krzątającego się w kuchni Przemka. Zapachniało jej jajecznicą. Wstała powoli i oparła się o framugę drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała patrzeć na niego, gdy gotował. Podeszła powoli do niego składając czuły pocałunek na jego karku. Zadrżał. Wiedziała, że uśmiechnął się pod nosem.
-Może ci pomóc? - zapytała gładząc delikatnie jego bark. - Mogę zrobić kawę, albo posmarować grzanki.
-Albo dalej mnie rozpraszać. - zaśmiał się. -Krótszej koszulki już nie było, prawda?
-Kacper mi ją skołował, nie wiem. - rozłożyła ręce w geście protestu. - Ale przyznaj kusząca.
-Nawet nie wiesz, co chciałbym z nią zrobić. - wbił się w jej usta. - Dlatego ładnie pójdziesz się ubrać, a ja obudzę tego trupa.

Zdecydowanie nie czuła się ostatnio najlepiej. Zdecydowanie jej ciało reagowało nie tak, jakby tego chciała. Zdecydowanie czuła w kościach, że kolejny dzień przyniesie koniec wszystkiego. Patrząc na próbujących zebrać się chłopaków, uśmiechnęła się pod nosem. Oni. Ci dwaj byli jej światem. Do pełni szczęścia brakowało jej już tylko jednego. Pewności, że któregoś dnia nie obudzi się ze snu. Pięknego i cudownego. Tego, w którym kocha i przede wszystkim jest kochana. 

Siedziała w łazience kolejną godzinę. Płakała. Z żalu, bólu, radośni, niepewności, szczęścia, miłości. Siedziała i nie mogła się ruszyć, choć jej serce chciało skakać. Siedziała i trzymała w ręce rzecz zmieniającą jej całe życie. Usłyszała charakterystyczne trzaśnięcie drzwiami, a zaraz za nim głos Przemka. 
-Jestem. Kacper poszedł na łowy, więc mamy całe mieszkanie dla siebie. Miśka? - zawołał.
-W łazience. 
-Co się stało, wszystko.. - spojrzał na przedmiot trzymany przez dziewczynę. - Czy to jest... To znaczy...
-To znaczy, że chyba zostaniesz ojcem, Przemek. - poczuła, jak chłopak porywa ją w swoje ramiona i szepcze słowa miłości do ucha. Była w domu. Nareszcie.

*******
I tak siedzę, i się zastanawiam, co ja mam Wam napisać. Wymyśliłam sobie, że to opowiadanie skończy się w pewnym dniu, a ten dzień wypada w sobotę, więc chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na epilog.

A tak w nawiązaniu do wczorajszego, fajnie znowu zobaczyć chłopaków razem w narodowych koszulkach, tego chyba było mi trzeba. Oby dzisiaj poszło im lepiej niż wczoraj. :)

Pozdrawiam i do następnego, ostatniego.

czwartek, 12 maja 2016

18. Niebo całe zapisane jest Pismem obrazkowym gwiazd Więc czytasz głośno aż puchną Ci oczy Pod oknem drzewa chodzą na wietrze samotnie

05.01.2016r. Kopenhaga
Stała na ulicy patrząc przed siebie. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Nie teraz. Zaczęła oddychać głęboko. Nie mógł ot tak, znów pojawić się w jej życiu. Nie teraz. Już nie. Jak ją tu znalazł? Karol. Tego mogła być pewna. Stała i wpatrywała się w niego. Stał i wpatrywał się w nią. A nad nimi padał śnieg. Jak w taniej komedii romantycznej. Ona kocha jego, on kocha ją. Ona wychodzi za mąż za innego, on przychodzi i ratują ją przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu. Nie teraz. Nie ona i nie on. Za tydzień miała zostać żoną Aarona i nic tego nie zmieni. Nawet on. W szczególności on. Stała patrzyła na niego. Stał i patrzył na nią. Żadne z nich nie ruszyło się choćby o krok, a miasto coraz bardziej pogrążało się w bieli. Stali tak, jakby pochodzili z dwóch różnych światów. Jakby ich wspólny nigdy nie istniał. Jakby nic nigdy ich nie łączyło. Stała i patrzyła na największą miłość swojego życia. Stała i patrzyła na jedynego mężczyznę, którego pokochała w życiu. Czas stanął w miejscu. Nie liczyło się już nic. Także oni.

Stał na ulicy i patrzył na nią. Jednak tu była. Nie śniła mu się. Była. Stała i patrzyła na niego. Zaczął szybciej oddychać. Znów zjawiła się w jego życiu. Tak bardzo czekał na ten moment. Tyle razy wyobrażał sobie, jak staje przed nim. Jak wtula się w jego ciało. Jak szepcze, że go kocha. Wyobrażał sobie, że wpuszcza go do swojego świata. Ratuje kolejny raz. Nic takiego nie miało się jednak wydarzyć. Ich świat nigdy już nie będzie spójny. Jednaki. Był on i była ona. Nie było ich. Stał i patrzył na kobietę swojego życie. Jedyną kobietę, z którą kiedykolwiek chciał się zestarzeć. Tylko z nią chciał doczekać się gromadki dzieci. Stał i patrzył, jak odchodzi miłość jego życia. Stał i nie umiał jej zatrzymać. Nie chciał. Tak musiało być. Za tydzień będzie należała do innego mężczyzny. A on do końca życia będzie zasypiał z jej uśmiechem przed oczami i zapachem mandarynek, które tak uwielbiała. Czas stanął w miejscu. Nie liczyło się już nic. Także oni. W szczególności oni.

12.01.2016, Kopenhaga
Ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. Nie mogła pokazać, jak bardzo słaba czuła się w tej chwili. Patrząc na uśpiony obraz miasta zastanawiała się, co tak naprawdę tu robi. Co tak naprawdę sprawiło, że znajduje się tutaj, a nie gdzie indziej? Mogła być w każdym miejscu na świecie, a była tu, z nim. Wiedziała, że jeśli tylko się odwróci przepadnie. Zostanie z nim na zawsze, a tego przecież nie mogła zrobić. Tyle teraz działo się w jej głowie, tyle myśli krążyło jej w żyłach. Wciąż czuła jego dotyk na swojej skórze. Jej ciało wciąż pamiętało pocałunki składane nad ranem na jej podnieconym ciele. Wciąż słyszała jego przyspieszony oddech. Był. Ale wiedziała, że nie mogła pozwolić mu zostać po raz kolejny. Zdarzyła jej się chwila słabości. I właśnie ta chwila spała właśnie spokojnie w jej łóżku. Był taki spokojny. Miał twarz dziecka, jakby czas nie odznaczył swego upływu na jego ciele. W nocy pokazał jej jednak swoje drugie oblicze. Nie był wcale grzecznym chłopcem, za którym szalały dziewczęta znacznie młodsze od niej, ale także znacznie starsze. Miał w sobie coś, co przyciągało do niego każdą. Gdyby chciał, mógł każdej nocy mieć inną i przecież miał. Nie była wyjątkiem, wiedziała o tym, aż za dobrze. Za chwilę zniknie nie tylko z jej łóżka, ale także życia, jej chwila słabości. Ta, która nigdy już miała się jej nie przytrafić.
-Dlaczego nie śpisz? - poczuła, jak jego silne ramiona oplatają ją w pasie. - Nie mogę spać bez ciebie. Twoje miejsce jest obok mnie. - złożył na jej szyi czuły pocałunek. - Nie zapomnij o tym.
-Nie mogłam spać. - spojrzała przez okno, widząc tam jego odbicie. Znów był opanowanym młodym człowiekiem. Zaspany, z lekkim zarostem, z włosami w nieładzie był jeszcze bardziej czarujący niż zwykle. - Myślałam, dlaczego akurat tu musieliśmy się spotkać. Jest tyle miejsc na ziemi, a my spotkaliśmy się akurat tu i teraz.
-Jest tylko jeden racjonalny powód. - odwrócił ją do siebie. - Ktoś wiedział, jak bardzo tęsknie za owsianką z bananem i żurawiną z samego rana. Ale zanim zamknę cię w kuchni, zobaczę w jakim stanie jest to twoje obolałe kolano. - pocałował jej płatek lewego ucha. Tego wrażliwszego.
-Nawet nie próbuj. - próbowała się wyswobodzić z jego ramion. - Powinieneś już pójść. - jednak z każdym kolejnym pocałunkiem jej opór miękł. Chciała tego. Ona tego chciała, nawet jeśli rozum mówił, co innego.
Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję, nawet jeśli przyniesie tylko ból i cierpienie. Nawet jeśli przyjdzie jej zapłacić za to własnym życiem. Zasypiając w jego ramionach wiedziała, że spotkała w swoim życiu anioła, który dał jej wszystko, o czym marzyła.
-Kocham cię. - wyszeptała wycierając pojedynczą łzę. Tęskniła za nim. Tęskniła za miłością swojego życia.


********
Moi drodzy,
wchodzę już chyba na poziom wyżej, wyczuwam podniecenie związane ze zbliżającym się zakończeniem. Coś czuje, że w pewnym miejscach będę miała problemy.
Ocenę tradycyjnie zostawiam Wam, ale proszę oddajcie mi ten czas, który podkradacie :)
Pozdrawiam i do następnego :)









niedziela, 8 maja 2016

17. Im szersze skrzydła przypina nam miłość z tym większej wysokości spadamy

20.12.2015r. Ishoj 
Zbliżały się święta. Rok temu w jego życiu była istotka, która rozjaśniała sobą jego życie. Dla niej wstawał i przeżywał kolejny dzień. Nie było jej już i zaczynał wątpić, że jeszcze wkroczy w jego życie. Każdy dzień dedykował jej. Każdy trening, każdy mecz był dla niej. Siatkówka znów zaczęła coś dla niego znaczyć. Była sposobem by zapomnieć. Znaleźć ukojenie. Wkładał kolejne ubrania do walizki. Nie miał ochoty wracać do domu. Nie chciał po raz kolejny słyszeć, że coś w życiu mu nie wyszło. Miał ochotę zostać tutaj, zaszyć się w małym mieszkanku i zapomnieć. Rok temu siedział z nią i lepił pierogi. Rok temu miał wszystko, o czym mógł tylko marzyć. Miał nadzieję, że gdziekolwiek jest, jest szczęśliwa. Że z kimkolwiek dzieli życie, jest to życie, o jakim marzyła. Nie mógł znieść myśli, że ktoś mógłby zająć jego miejsce. Że ktoś inny, mógłby ją kochać. Spać w jej łóżku. Dotykać. Że inny mężczyzna, mógłby stać się sensem jej życia. Przecież to on miał ją ocalić. 

Przemierzał duńskie lotnisko, jego samolot odlatywał za kilkanaście minut, a on wciąż musiał pospieszać Kacpra. Szedł przed siebie obserwując prószący śnieg za wielkimi oknami lotniska. W pewnym momencie zatrzymał się. Kilka metrów dalej stała ona. Piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Rozmawiała przez telefon, żywiołowo gestykulując. Taka, jaką ją zapamiętał. Chciał do niej podejść. 
-Ej, stary, wszystko dobrze?  - Kacper szturchnął go ramieniem. - Co jest?
-Miśka. - odparł, jednak w tym momencie do dziewczyny podszedł młody mężczyzna, całując ją w policzek. 
-Gdzie? 
-Tam, stała tam przed chwilą. - pokazał chłopakowi, jednak jej tam już nie było. Został po niej tylko zapach mandarynek unoszący się w powietrzu. 
-Nie ma nikogo. -Kacper rozejrzał się ponownie. - Musiałeś się pomylić. 
-Była tam. -Przemek spojrzał na przyjaciela. - Była z jakimś facetem. 

20.12.2015r. Kopenhaga
Wrzucała kolejne rzeczy do walizki leżącej na dużym łóżku. Uśmiechała się. Była szczęśliwa. Wszystko wreszcie było na właściwych torach. Miała pracę, o której zawsze marzyła. Mężczyznę, który mógł stać się dla niej całym światem. Siebie. Już nie płakała po nocach. Nie budziła się szukając jego po drugiej stronie łóżka. Zaakceptowała fakt, że był tylko momentem w jej życiu. By mogła go naprawić. Przynajmniej spróbować to zrobić. Święta w tym roku miały być wyjątkowe. Pierwsze od lat, które spędzi w rodzinnym domu. Ze swoją rodziną. Tego ją nauczył, wybaczania. Wszystko można człowiekowi wybaczyć. Nie wszystko można zapomnieć, ale wybaczenie daje początek nowego etapu. Jej bliscy właśnie ten etap rozpoczynali. Cierpliwsi, mocniejsi. 

Przemierzała lotnisko, za kilkanaście minut samolot z nimi na pokładzie miał wzbić się ku górze. Czekała na chłopaka, który miał towarzyszyć jej w podróży. Był do niej podobny. Odnalazła go na końcu świata, mając nadzieję, że los pozwoli im zestarzeć się razem. Oboje tego potrzebowali. Poczuła wibracje, Karol kolejny raz próbował ją przekonać do zmiany zdania. 
-Witaj braciszku - przywitała się z uśmiechem. 
-Odbiorę was z lotniska - zawahał się. - Albo, że zmieniłaś zdanie i przylatujesz sama. 
-Nie, Aaron przylatuje ze mną. I proszę, bez żadnych komentarzy. 
-Co ty robisz, Miśka? Co ty robisz?
-Uczę się żyć bez niego. Muszę kończyć, widzimy się popołudniu. - uśmiechnęła się na widok zbliżającego się chłopaka. Rozpoczynała nowy etap w swoim życiu. Jeśli ktoś jej pozwoli, wróci tu, jako nowa osoba. Z nowym doświadczeniem, nową miłością przy boku. Wróci, by nie pamiętać. Ten nauczył ją wiele. Nauczył, że nie wszyscy są źli, a życie jednak ma tylko dwie barwy. Czerń i biel, a szarość zdarza się niezwykle rzadko.

22.12.2015r. Kraków
Siedział w ich ulubionej kawiarni na Starym Mieście. Tym razem nie przyjdzie, choć czekał, aż otworzą się drzwi i stanie w nich ze swoim uśmiechem na ustach. Dopiero teraz dostrzegł, że niezależnie od pogodny, nastroju, poru dnia czy roku zawsze uśmiech gościł na jej twarzy. Cieszyła się z każdej najmniejszej rzeczy, która spotkała ją w życiu. Choć przecież nie należała do nadmiernych optymistów. Zamiast niej, w drzwiach stanął Karol. Podszedł do niego i usiadł na wolnym miejscu.
-Możesz mi powiedzieć, co wy wyprawiacie? - zamiast powitania, od razu przeszedł do rzeczy. Właśnie to w nich cenił. Nigdy nie obijali w bawełnę. - Ciebie ledwo można poznać. Nie sypiasz, nie chodzisz na panienki, tylko trenujesz. Może już starczy, co?
-Karol.
-Ta, najprościej powiedzieć Karol. - przerwał Przemkowi. - Ona też tak mówi.
-A co mam ci powiedzieć? Że nie mogę bez niej żyć? Że nie mogę znieść myśli, że ktoś inny mógłby jej dotykać? Nie mogę, zadowolony!
-To dobrze. - upił kawę. - Bo ona sobie wymyśliła, że wychodzi za mąż.

*******
Spotkali się, nie spotkali się. Minęli, nie minęli. Tylko oni to wiedzą. Lepiej późno niż później ;)
Ściskam, do następnego. Już nie wiele zostało.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na coś nowego, czy dobrego nie wiem. Oceną zostawiam już Wam. W rolach głównych: W. Włodarczyk, K. Kwasowski i P. Czauderna. Od nich zaczynałam i na nich skończę. https://but-i-aint-done-much-healing.blogspot.com

środa, 4 maja 2016

16. Może gdzieś w słońcu tym ujrzysz cień tamtych dni pójdę już - a ty słońce śnij

07.10.2015 Kopenhaga
-Myślisz, że mógłbym cię tam zostawić? - Grzesiu popatrzył na nią badawczo, zaśmiała się cicho. - I właśnie tak powinno być. Zawsze wiedziałem, że jesteś miła. 
-Proszę cię, ja po prostu muszę być sama. - postawiła przed chłopakiem kubek z parującą cieczą. 
-Nie, ty chcesz być sama. A najlepsze jest to, że ten matoł mówi dokładnie to samo. 
-Czy my drogi przyjacielu, moglibyśmy o nim nie rozmawiać? - zapytała siadając obok niego na dużej kanapie w delikatne różyczki. 
-Nie. Właśnie po to przyjechałem na koniec tego świata, żeby z wami porozmawiać? 
-Z wami?
-Znaczy chciałem powiedzieć z tobą? - podrapał się po głowie. 
-Pytasz czy stwierdzasz? - spojrzała na niego groźnie. - Jeśli się dowiem, że coś przede mną ukrywasz, gorzko tego pożałujesz Pilarz. 
-Jej, ale ty się słodko denerwujesz. Już wiem dlaczego ta łamaga, tak lubiła się wkurzać. - uśmiechnął się promiennie. 
Cieszyła się, że przyjechał do niej. Jej przyjaciel. Wtedy nie zyskała tylko Przemka, zyskała przyjaźnie, które zostaną z nią na długi czas. Patrzyła, jak Grzesiu popija pomarańczową herbatę i wiedziała, że dała ponieść się emocją. Za szybko się poddała. Powinna była z porozmawiać. Za bardzo ją to dręczyło. 
-I dlatego mówię ci, że normalnie nie można z nimi wytrzymać. Raz jeden, raz drugi. A najlepsza już w tym wszystkim jest Łucja. - chłopak nawijał nie interesując się, czy Michalina go słucha. - Przemek niby się nie cieszy, ale on jest łapaczem dzieci. Pomieści wszystkie, ale Łucja zachowuje dystans, oni nigdy się nie lubili, znaczy ten idiota nigdy jej nie lubił. 
-Kim jest ta Łucja? - zapytała Miśka wyłapując imię, które padało najczęściej. 
-Jego siostrą. 
-Przemek nie ma siostry.
-A niby dlaczego jest dziwkarzem? Znaczy był. - Grzesiu spojrzał na nią, jak na wariatkę. - Przez nią. Jak tylko się dowiedział, że jego siostra wróciła. Nie ja powinienem ci tego mówić. Nie ja. Ja nawet wszystkiego nie wiem, ale wiem, że Czauder cię kocha. A jeśli jeszcze się do tego przyznaje, znaczy, że tak jest. 
-Ale... - Michalina popatrzyła na chłopaka, nie mogąc zrozumieć, o czym on mówił. 
-Więc co to za patałach Aaron i czego on od ciebie chce?


10.10.2015
-Jacy wy jesteście uparci. - Grzesiu usiadł na dużej kanapie i pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ty się poddajesz? Ty Przemysław Czauderna? No proszę cię.
-Stary, a co ja jeszcze mogę zrobić? Nawaliłem. - Przemek popatrzyła na chłopaka oczami pełnymi żalu. - Rozumiem ją.
-A wiesz, że wystarczyło powiedzieć prawdę... W obu przypadkach.
-Ta. Cześć, jestem Przemek, mam siostrę, której nie ma. - prychnął.
-Nie, nie to. Michalina by zrozumiała, pomogła. Przecież wiesz.
-Jeśli przyjechałeś, żeby o niej rozmawiać, tam ją drzwi. Ja już z nią skończyłem. Już nie chce, żeby wracała. - powiedział nie patrząc na nikogo.
-Żeby to jeszcze była prawda. Przemek...
-Michalina to zamknięty temat.
Nie mógł zrozumieć, jak można tak bardzo ranić ludzi, których się kocha. Jak wiele można niszczyć przestając rozmawiać. Jak wiele można zaprzepaścić jednym słowem. Jego brat zawsze był idealny. Najlepsze oceny, najlepsze nagrody, umiejący się zachować. I oni. Ci zawsze gorsi. On zaczął grać w siatkówkę, próbując dorównać bratu. Łucja wyszła i nie wróciła. A on za wszystko obwiniał rodziców. Ale czy to był wystarczający powód, żeby stać się takim, jakim się stał? Nie. Szalę przechyliła ciąża Łucji i brak pomocy ze strony ojca. Dziecko zmarło, a on przestał przejmować się wszystkim. Ranił, bo bał się, że i on kiedyś zostanie sam. Potrzebował adrenaliny, by nigdy nie poczuć potrzeby stabilizacji. Ale Michalina wyzwoliła w nim więcej. Chciał mieć z nią dziecko i to wystarczyło, by tamtej nocy nie wrócił do domu... By nie poczuła, że chce od niej więcej, niż ta mogła mu dać... Raniąc ochronił ją przed samym sobą...
-Żebyś tego nie żałował. - Grzesiu ostatni raz spojrzał na przyjaciela.- Cokolwiek bym nie powiedział, wy macie swoją prawdę. Ale ona jest znacznie bliżej niż sądzisz. Znacznie bliżej. 

15.10.2015
Ubrana w najlepszą sukienkę jaką miała, zmierzała ku celowi swojej dzisiejszej wędrówki. Umówili się w kawiarence w centrum miasta. Uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego na stałym miejscu. Podeszła do niego i ucałowała w policzek.
-Mam nadzieje, że nie spóźniłam się za bardzo. - usiadła na przeciw niego.
-Oczywiście, że nie przyszedłem wcześniej. - mężczyzna odwzajemnił uśmiech. - Zamówiłem nam po dobrej sałatce i lampce wina.
-Może być. Ale deser wybieram ja. - zaśmiali się. - Mam wszystko załatwione, wystarczy wyznaczyć datę.
-Może w styczniu?
-Chcesz, żebym zamarzła?
-Michalina, im szybciej tym lepiej dla nas obojga. - chwycił jej delikatną dłoń.
-W takim razie styczeń. Już nie mogę się doczekać, Aaron. - wtedy wszystko się zmieni. Wtedy już nikt nie zmusi ją do powrotu do przeszłości. Wtedy będzie już kimś innym. Uśmiechnęła się do mężczyzny. Aaron będzie jej nowym początkiem.

******
Cokolwiek bym nie napisała, będzie źle. I pomyśleć, że kończy się jakaś era... Mega fajna era. Przeżyje Julka, przeżyje Niko, ale Igła. Wracaj mi tu, już tęsknie.
Co do rozdziału, tak właśnie rudap zaczęła mieszać na całego i lepiej nie będzie.
Maturzyści powodzenia! :)